Co gryzie Gilberta Grape'a
foto:http://www.vodtube.pl/ |
Z tego ostatniego powodu właśnie wspominam wspaniały film "Co gryzie Gilberta Grape'a" w reżyserii Lasse Halströma.
Aktorem, który wywarł na mnie niezapomniane wrażenie byl Leonardo di Caprio, wtedy jeszcze stojący na początku swojej kariery, podobnie zresztą jak Johny Depp i Julie Lewis, młodziutki aktor.
A było to tak.
Któregos wieczoru, kiedy postanowiliśmy zrobić sobie wieczór z filmem mój mąż wypatrzył w programie "Co gryzie Gilbeta Grape'a". Stwierdziliśmy, świetnie, zrobimy sobie seans w domu. Wówczas nie było jeszcze czegoś takiego jak kono domowe, więc zasiedliśmy pzed naszym telewizorkiem w pokoku, w kórym panował półmrok i przytuleni do siebie wpatrywaliśmy się w ekran.
Wraz z upływem czasu byłam coraz bardziej zachwycona, czułam coraz większe współczucie dla Gilberta, którego przerastały obowiązki głowy rodziny, a pomimo to radził sobie i nie poddawał się i kibicowałam mu w odkrywaniu marzeń i pragnień.
Z przerażeniem oglądałam wyczyny niepełnosprawnego Arniego i zastanawiałam się, co z tego wszystkiego może wyniknąć i co z nim się stanie, jeśli Gilbert zechcez realizowac swoje marzenie o ucieczce z sennego miasteczka.
Współczułam i jednoczśnie byłam wściekła na matkę obu chłopców, która poddała się wiele lat temu, po samobójstwie ich ojca. Nie walczyła ani o siebie, ani o nich, pozwoliła na to, by kilkunastoletni chłopiec musiał stać się dorosłym i odpowiedzialnym za całą rodzinę mężczyzną zdecydowanie zbyt szybko.
Byłam na nią zła, ale jednocześnie współczułam jej w tej bezradności, która doprowadziła ją do sytuacji, która zdawała się nie mieć rozwiązania.
Przyznam się, że najmniej, a właściwe wcale nie pamiętam siostry chłopców, która na pewno tam była.
No jeszcze Becky, młodziutka, wolna, mądra i pełna empatii dziewczyna, która spotykając Gilberta i poznając jego trudną historię staje się przyjacielem i zarazem przewodnikiem, ale takim nienarzucającym siebie, ani własnego zdania.
Powszechnie uważa się zdaje się, że ta rola Lewis nie była najlepsza i na tle panów wypada blado, ale ja uważam, że aktorka pokazała Becky bardzo prawdziwie, bez przesady właśnie i niepotrzebnyh fajerwerków, a na tle Arniego, w którego wcielił się di Caprio, jakakolwiek przesada mogłaby odnieść odwrotny skutek. A tak delikatna Becky pozostała w mojej pamięci do dzisiaj, choć film oglądałam już lata temu.
Johny Depp jako Gilbert to pradziwy majstersztyk. Wspaniale oddaje w filmie wszsytkie targające nim uczucia, które za wszelką cenę próbuje ukryć nie tylko przed wszystkimi wokół, ale i przed samym sobą.
Jest stonowany, poważny, oddany, ale okazuje się, że potrafi się cieszyć i marzyć.
Depp już na początku swojej kariery miał tę szczególną umiejętność dozowania napięcia i oszczędnego dawkowania emocji. No i ten jego cudowny głos i smutek.
Ten wspaniały film o prostych , codziennych sprawach i dylematach największej wagi nie byłby tym czym jest bez roli Leonardo di Caprio.
Właściwie niewiele wbrew pozorom mogę tu napisać, choć to on właśnie, jak wspomniałam na początku pozostawił najtrwalszy ślad w moich wspomnieniach.
Nie znałam go wówczas, bo nie mogłam znać, zaczynał dopiero karierę i miał podobno wątpliwości czy podoła tej roli.
Zagrał Arniego w taki sposób, że byłam święcie przekonana o tym, że reżyser zatrudnil do filmu niepełnosprawego chłopca. Nie mogłam po prostu uwierzyć, że to tylko rola, kiedy w kilka dni po seansie, szukając czegoś na temat filmu, dowiedziałam się, że to początkujący aktor.
Od tej pory nic nie jest w stanie zachwiać mojego zachwytu dla niego. Ani marne role, które stały się przez lata jego udziałem, ani ekscesy w życiu prywatnym.
Ktoś, kto potrafi zagrać w taki sposób człowieka, jakim był Arni, musi być kimś niezwykłym, bo taka rola, tak prawdziwa, wypływa z wnętrza, nie da się czegoś takiego zagrać tylko środkami technicznymi.
"Co gryzie Gilberta Grape'a" to z pewnością drugi z najważniejszych filmów w moim życiu i myślę, że pozycja obowiązkowa dla każdego kinomana.
Komentarze
Prześlij komentarz