Wilk z Wall Street - moja recenzja

 "Wilk z Wall Street" (reż. Martin Scorsese) Foto: Materiały prasowe

No to jakie są moje wrażenia po obejrzeniu Wilka z Wall Street
Hmm...szczerze, to jeszcze jestem pod wrażeniem. Z trzech powodów.

Z powodu tej niewiarygodnej historii, tym bardziej, że człowiek, o którym jest film, żyje i ma się dobrze, co wydaje mi się po prostu niewiarygodne ( powtarzam się, ale to jest najlepsze słowo).
Z powodu aktorstwa, przede wszystkim Leonardo di Caprio, ale nie tylko.
I z powodu tego, jaki jest ten film, z powodu tego, jak jest zrealizowany, jak trzyma w napięciu i jak nie daje chwili wytchnienia.

No to od początku.
Historia, jak z typowego amerykańskiego snu czyli od pucybuta do milionera.
Po drodze niezwykła zmiana głównego bohatera od normalnego, pełnego skrupułów i w sumie skromnego człowieka z marzeniami do człowieka uzależnionego od narkotyków seksu i pieniędzy. Człowieka bez skrupułów, bez wyrzutów sumienia, bez refleksji nad własnym życiem i życiem ludzi, którzy go otaczają, także najbliższych. A jednocześnie człowieka pełnego pasji i zaangażowania i woli walki, do którego lgną dziesiątki i setki jemu podobnych, albo takich, którzy chcieli by się do niego upodobnić.
W moim odczuciu straszna historia, tym bardziej, kiedy ma się świadomość, że takich jak Jordan Belford ( ten z filmu, bo ten dzisiejszy to już zdaje się całkiem inny człowiek) jest mnóstwo, tylko niewielu z nich udaje się tak wiele osiągnąć.

Nie zmienia to faktu, że film jest po prostu genialny. Dawno nie oglądałam czegoś, z czym absolutnie się nie zgadzam, zupełnie wbita w fotel.
Właściwie na moment nie można spuścić ekranu z oka, żeby czegoś nie stracić.
Akcja wciąż gna do przodu, wciąż coś się dzieje, a ja myślałam, że film o gościu, który zarabia na Wall Street wcale mnie nie zainteresuje.
Choć z drugiej strony może to tempo jest jednak za szybkie? Może to wszystko jest pokazane trochę zbyt powierzchownie?
A może specjalnie takie jest, bo taki jest tamten świat?

Na pewno film trzyma w napięciu i nie pozwala od razu o sobie zapomnieć.
Świetne są dialogi, podobają mi się ujęcia kamery, zbliżenia twarzy, muzyka, te wszystkie szpanerskie drobiazgi wokół Belforta. Nie codziennie w końcu człowiek ma okazję obcować z bogactwem.
A z drugiej strony bije po oczach ta pustka w życiu tych wszystkich ludzi, niemoc i jakiś taki rodzaj dziecinady, na przykład kiedy Belford krzyczy do żony, że nie odda jej dziecka i po prostu wyrywa córkę ze snu, jak lalkę, wrzuca do samochodu, który rozbija wyjeżdżając z garażu. I chyba wcale nie zastanawia się w dalszym ciągu nad tym, co czuje w tym momencie ta mała dziewczynka na siedzeniu obok, a bardziej rozczula się nad sobą.

I w ten sposób dochodzimy do tego, co w filmie widać na pierwszy rzut oka. 
Aktorstwo w Wilku z Wall Street to jest po prostu mistrzostwo świata.
Film trwa 3 godziny bez jednej minuty, a Leonardo di Caprio prawie nie znika z ekranu. I nie można oderwać od niego oczu.
Jest świetny. Wtedy, kiedy jest takim sobie młodzieńcem, któremu marzy się wielka kariera i bogactwo i szuka swojego sposobu na osiągnięcie celu, ale jeszcze wciąż jakoś tak dziwi się wielu rzeczom. 
Wtedy, kiedy znajduje to, czego szukał i wietrzy sukces i tropi i kluczy.
Wtedy, kiedy jest już panem świata, pewnym i butnym. Wygłasza swoje przemowy i manipuluje emocjami słuchaczy.
Wtedy, kiedy jest wściekły, jak pit bull i kiedy jest zakochany i kiedy zdaje sobie sprawę na moment z kruchości wszystkiego.
Twarz i oczy di Caprio wyrażają wszystko, są jak masa plastyczna, którą on lepi jak chce.
A twarz to nie wszystko. Te sceny, kiedy jest pod wpływem narkotyków i traci nad sobą jakąkolwiek kontrolę, przypominają mi czasy Gilberta Grape'a. Wszystko jest prawdziwe do bólu. Myślę, że Belford to jedna z najlepszych ról tego aktora.
Ten film to jednak nie tylko Leonardo di Caprio.
Świetny jest także Jonah Hill jako współpracownik, przyjaciel, kompan do drugów. Świr pierwszej kategorii, seksoholik i facet bez skrupułów.
Genialny, choć jedynie w epizodzie, ale niezapomnianym, jest Matthew McConaughey. Genialny. Mam wrażenie, że im starszy, ten aktor jest coraz lepszy.
Właściwie nie ma w Wilku z Wall Street słabej roli, ale co ciekawe, choć mnóstwo w nim pań, to jakby ich nie było. Ten film to królestwo mężczyzn, kobiety są potrzebne do seksu, najlepiej wyuzdanego i ewentualnie do przemycenia pieniędzy za granicę. 
Najbardziej wyrazistą kobiecą postacią jest dla mnie ciocia Emma czyli Joanna Lumley.
Cóż, widocznie taki to świat.
Na pewno jednak to świetne kino i niktby oglądając je nie powiedział, że zrobił je człowiek, który ma już ponad 70 lat.

Dylemat jednak jest w moim odczuciu, bo chociaż kino świetne, to przecież opowiada o demoralizacji. Osoby związane z dawną firmą Belforta mają wątpliwości i oskarżają nawet twórców o chęć robienia reklamy dzisiejszym interesom Wilka, który podobno dziś jest już innym człowiekiem.
Ponieważ jednak mój blog zajmuje się filmem, a ten wpis to jest recenzja, to ja Wilka z Wall Street polecam jako świetne kino.

Komentarze

  1. Kozacki wstęp do filmu, ładnie poprowadzona fabuła, naprawdę kawał dobrego kina. Fajne jest to, że Wilk z Wall Street cały film czas trzyma widza w zaciekawieniu, cały czas coś się dzieje i nie ma bata żeby się nudzić ;) Polecam!

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja ostatnio obejrzałem Nie patrz w dół film po polsku i był całkiem ok. A wilk rzeczywiście robi wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam ten film! Bardzo byłem ucieszony kiedy znalazłem go online https://gdzie-film.pl/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty