Czy Zofia miała jakiś wybór?

Foto: kadr z filmu

Od razu się przyznam, że nie czytałam książki Williama Styrona i film, który wczoraj obejrzałam, będę oceniać w oderwaniu od oryginału. Piszę to, ponieważ wiem, że ma on swoich przeciwników, którzy zarzucają mu zdaje się odejście od oryginału.


Wybór Zofii. W sumie to trochę może wstyd się przyznać, że dopiero teraz obejrzałam ten film, ale na swoje usprawiedliwienie napiszę, że zawsze, kiedy się nad nim zastanawiałam, trafiałam gdzieś na ten fragment kulminacyjny i nie potrafiłam po prostu zdobyć się na jego obejrzenie.
Takie sceny dużo mnie kosztują, bo ja się w ogóle łatwo wzruszam.



Wczoraj obejrzałam i z całą pewnością nie zapomnę tego filmu bardzo długo.
Pewnie można by mu zarzucić na przykład, że w zasadzie przedstawia Polaków jako tych, którzy nienawidzili Żydów. Ja osobiście powiedziałabym, że scena na peronie po przyjeździe do obozu jest bardzo teatralna i jakaś taka mało realistyczna. I właściwie poza rozmową Zofii z niemieckim oficerem nie ma tam żadnej grozy, ani napięcia.
Cóż Amerykanie chyba nigdy nie potrafili się tak naprawdę wczuć w ten makabryczny klimat.

Poza tym jednak Wybór Zofii to według mnie film doskonały.
Na pewno wielką rolę odgrywa tu świetny scenariusz i reżyseria Alana J. Pakuli. Ważna jest muzyka, bardzo ważna. I film nie byłby tym czym jest, gdyby nie świetne zdjęcia.

Opowieść Alana Pakuli pokazuje mały, malutki fragment amerykańskiej rzeczywistości niewiele po zakończeniu II wojny. Radosnych ludzi, którzy albo marzą o sukcesie, jak Stingo, albo już się realizują, jak Natan. Są radośni, tryskają energią lub pełni rezerwy patrzą jednak z ufnością w przyszłość. Cenią sobie przyjaźń i kochają się na zabój.
A wokół słońce i życzliwi ludzie, muzyka i śpiew.

Okazuje się jednak, że to wszystko nieprawda. Że pod tym wszystkim czai się mroczna przeszłość, tragedie, które trudno sobie wyobrazić. Szaleństwo. Okazuje się, że ci młodzi przecież ludzie są naznaczeni przez swój los, że muszą zmagać się z demonami, że po prostu próbują sobie radzić, tak jak potrafią najlepiej. Kochają się i nienawidzą jednocześnie.
Teraźniejszość miesza się z przeszłością. rozświetlone słońcem obrazy z mrocznymi scenami, o których bohaterowie  tak bardzo chcieliby zapomnieć, ale im się to nigdy nie uda.
Bardzo ważne są tutaj twarze. widać w nich wszystko. Długie ujęcia pozwalają dokładnie przyjrzeć się temu co jest pod spodem, doszukać się emocji, które  grają gdzieś w głębi oczu, pod uśmiechem błąkającym się w kąciku ust.

Wybór Zofii to  prawdziwy popis trójki głównych bohaterów. Tytułowej Zofii czyli Meryl Streep, Natana - Kevina Kline'a i Stingo czyli Petera MacNicola.
Cała obsada jest zresztą bez zarzutu. choćby Günther Maria Halmer jako Rudolf Hoess, Karlheinz Hackl w roli lekarza SS czy wreszcie Melanie Pianka, Emmi Hoess.

Meryl Streep
wspaniale weszła tu w rolę kobiety, która rozpaczliwie chwyta się życia. Nie zapomina o tym, co zrobiła, nie usprawiedliwia się, nawet przed samą sobą i jednocześnie chce kochać, chce być, chce się śmiać, by na koniec pogodzić się z rzeczywistością i dać za wygraną.  Delikatna i piękna, trochę wycofana, oddana, troskliwa, wybaczająca wiele w imię miłości. W jej twarzy widać wszystko, każde drgnienie, każdą zmianę nastroju, każde pojawiające się uczucie.

Nie gorszy wcale jest Peter MacNicol, wrażliwy młodzieniec. Są w filmie takie sceny, kiedy nie mówi nawet jednego słowa, a dzieje się w jego twarzy i postawie tyle, że można by napisać całą opowieść. Jego postać będę na pewno kojarzyć z tą rolą, chociaż znam go przecież z wielu innych filmów.
No i szalony Natan czyli Kevin Kline. Świetnie sobie poradził z rolą człowieka, którym bezustannie targają skrajne emocje. Wrażliwy i delikatny, z mnóstwem zwariowanych pomysłów, a już za chwilę ktoś, kogo trzeba się bać, bo nie wiadomo jak zareaguje na najniewinniejszą sugestię.
Dla mnie zaskoczenie, bo akurat jego nie ceniłam jakoś szczególnie, jako aktora.

Wybór Zofii to film kilku wątków, jednak wątkiem przewodnim jest z pewnością ten, który pokazuje jak bardzo człowiek nie ma czasami wpływu na własne życie. Jak ktoś, kto jest wspaniałym człowiekiem, może się stać zupełnie kimś innym. Jak łatwo zrobić coś, co nawet trudno sobie wyobrazić. Jak splot okoliczności zmienia wszystko, co sobie planowaliśmy, a my możemy tylko patrzeć.
To piękny, tak naprawdę smutny film, a końcowa scena pewnie długo zostanie mi pod powiekami.

Komentarze

Popularne posty