Pusher

Foto: kadr z filmu

Zachęcona swego czasu recenzją Patryka Karwowskiego z bloga ponapisach.pl
obejrzałam sobie film, który wcale nie jest w moim guście i ...choć taki pozostał, to podobał mi się.
Chociaż może słowo podobał to w tym przypadku jakoś nie do końca pasuje.
Lepiej będzie, że mnie zainteresował, zrobił na mnie wrażenie ze względu na sposób filmowania, przedstawienia historii, wciągnął, przeraził, wzbudził współczucie (jednak) dla głównego bohatera...



Patryk pisał o światełku nadziei, ale on pisał o filmie Pusher2, a ja jak Pan Bóg przykazał zaczęłam od pierwszego Pushera. Tego z 1996 r. Tutaj nie ma światełka.
Tutaj tak naprawdę nie ma nic. Ani nadziei, ani sensu, ani celu.

Życie toczy się od poniedziałku do niedzieli jakoś tak jakby mimochodem. Wypełnia je handlowanie prochami, wciąganie prochów, gadanie bez sensu, włóczenie się po nocnych klubach, jedzenie, oglądanie filmów, dokopywanie różnym niepasującym ludziom, wożenie się samochodem, spotkania z typami spod ciemnej gwiazdy.

Film jest zrealizowany jak reportaż. Jesteśmy wciąż bardzo blisko Franka, ani pięknego, ani przystojnego, ani nawet sympatycznego gościa. Tak naprawdę trochę bezmyślnego egoisty, człowieka bez większych skrupułów, któremu jednak w którymś momencie nie sposób nie kibicować.
Patrzymy mu prosto w twarz, widzimy pot na czule, słyszymy jego oddech. Biegniemy z nim i z nim upadamy. A wszystko bez sensu. Facet zapędził się w ślepy zaułek na swoje własne życzenie i nie ma żadnego pomysłu na to, jak z niego wyleźć.
I na dodatek nie potrafi docenić tego, że w tym beznadziejnym świecie jest dusza, która chce pójść za nim w ogień.

W filmie nie ma muzyki, ale te fakt zupełnie nie przeszkadza, wręcz przeciwnie , muzyka prawdopodobnie zaburzyłaby cały układ i odebrała możliwość całkowitego skupienia na przewijającej się w błyskawicznym tempie historii.
Oglądamy Kopenhagę za dnia i w nocy. Dziwne zaułki, obskurne bary, nocne kluby, widzimy ćpunów, dealerów, dziwne typy, osiłków i żadnych zwyczajnych, takich jak my przeciętniaków, poza mamą Franka przez może 2 minuty.

Taki jest cały film, ale ogląda się go doskonale i nie ma czasu nawet pomyśleć o nudzie czy znużeniu. A to, okazuje się debiut 
Nicolasa Windinga Refna. Moje gratulacje.
Ostatnia scena Pushera nie daje żadnej nadziei. Nie ma litości, nie ma współczucia, nie ma zrozumienia dla kogoś takiego jak Frank. I co teraz zrobisz Frank?

Po obejrzeniu Pushera na pewno zobaczę kolejne dwie części trylogii, które jak mówią znawcy, są jeszcze lepsze.

Komentarze

Popularne posty