Rzeź


Foto: kadr z filmu

Twoje dziecko przyszło ze szkoły i opowiada, że kolega lub koleżanka przez cały dzień mu dokuczali, że uderzyli go w brzuch, zabrali piórnik, zniszczyli telefon...
Emocje się w Tobie gotują. Coś trzeba z tym zrobić, tak tego nie zostawisz, dasz gówniarzom nauczkę.
Porozmawiasz sobie z rodzicami, niech się wreszcie zabiorą za wychowanie swoich dzieci.

Być może jesteś rodzicem i taką sytuację znasz z własnego doświadczenia.
Jeśli nie, to możesz ją poznać w kinie, bo tak na marginesie, rodzice to wdzięczna grupa, o której można wiele i ciekawie opowiadać.
I to właśnie zrobił Roman Polański w swoim filmie Rzeź.

Wszystko zaczyna się od bójki dwójki chłopców, o której to bójce postanawiają kulturalnie porozmawiać ich rodzice.
Spotykają się i wszystko toczy się jak lawina.
Film Polańskiego wydaje się statyczny, przypomina mi raczej spektakl teatralny - scenariusz jest zresztą oparty o sztukę teatralną Yasminy Rezy.
Cała akcja rozgrywa się w jednym mieszkaniu i nie dzieje się nic poza tym, że czworo ludzi ze sobą rozmawia, dzwoni telefon, piją alkohol, komuś robi się niedobrze.

Można by powiedzieć, co to za film?
Ja uważam, że to film genialny.
Genialny z dwóch powodów. Pierwszy powód to scenariusz i reżyseria.
Scenariusz, wspólnie z Yasminą Rezą napisał Polański. Jest spójny, skrzy się dowcipem i świetnie oddaje rys psychologiczny wszystkich czterech postaci, także tej spoza kadru, którą poznajemy w rozmowie telefonicznej.
Reżyseria Romana Polańskiego wygląda tak, jakby wręczył aktorom scenariusze i po prostu włączył kamerę. Nie znam szczegółów, ale chyba niewiele więcej musiał zrobić. Skoro wybrał sobie takiego operatora kamery ( Paweł Edelman). Pomimo założenia z jakim film został zrealizowany, obraz nie jest statyczny, każdy charakterystyczny szczegół scenografii w jakiś konkretny sposób wykorzystany. I skoro dobrał sobie takich aktorów. 


I to jest drugi powód, dla którego uważam Rzeź za film genialny - aktorzy. Jodie Foster i Kate Winslet, nie wiedziałam dotąd, że może być zabawna. Heroiczna, tragiczna, smutna, wzruszająca, ale zabawna? Może być i świetnie wypada.
Christoph Waltz i John C. Reilly.
Cała czwórka jest wspaniała. Każdy z bohaterów jest jakiś, konkretny, określony, wyrazisty. Żaden nie szarżuje. Może najbardziej właśnie Kate Winslet, ale taką gra postać, najbardziej nerwową, najbardziej spontaniczną i chyba najbardziej prostacką w całym towarzystwie, chociaż to raczej zbyt mocne słowo.

Wszystko, co widzimy na ekranie aktorzy przekazują słowem, drobnymi gestami, mową ciała, wyrazem oczu, milczeniem. Nie chowają się za rekwizytami, za kwiecistymi tekstami, nie ma tu żadnych dodatkowych efektów.
Jest czworo ludzi zamkniętych w zwykłym amerykańskim mieszkaniu.
Ludzi podobnych do nas. Zwyczajnych, z ambicjami, marzeniami, wspomnieniami, tłumionymi emocjami, które tylko na chwilę wybuchają i natychmiast są tłumione, bo nie wypada się unosić. A które jednak wybuchają w końcu ze zdwojoną siłą obnażając całą nieciekawą i niewygodną prawdę o właścicielach.

Aktorstwo w Rzezi to najwyższy poziom, chciałoby się patrzeć i patrzeć, i żal, kiedy film się kończy.
O każdym z aktorów można by wiele napisać, bo właściwie każdy był dla mnie w tym filmie pewnym zaskoczeniem,
Największym jednak był John C. Reilly, którego znam z kilku filmów, często dobrych. Kojarzę go jednak jako sympatycznego, albo antypatycznego misia, często niechlujnego, czasem trochę głupkowatego w powyciąganych koszulkach.
W Rzezi jest świetny, jego gra jest subtelna, wystudiowana, wspaniale pokazuje swojego bohatera, jako człowieka spokojnego, potulnego, poukładanego, który potrafi wiele znieść dla najbliższych, kulturalnego, który ma jednak granice, poza które wolałby w zasadzie nie wychodzić. Bo kiedy już poza nie wyjdzie okaże się kimś zgoła innym.

Nie porównuję filmu Polańskiego do innych podobnych filmów, których pewnie było w historii kina więcej. Nie lubię tego. Nie rozpatruję tego czy był lepszy od filmu X, albo gorszy od filmu Y.
Jest taki właśnie, jakim go widzimy i albo nam się podoba, albo nie.
Mnie podoba się bardzo. I co z tego, że może nie jest odkrywczy.
Co to zresztą znaczy? Ja odkryłam w nim kilka rzeczy dla siebie.

Komentarze

Popularne posty