Sierpień w hrabstwie Osage

Foto: kadr z filmu

Kiedy postanowiłam obejrzeć Sierpień w hrabstwie Osage właściwie niczego się nie spodziewałam. Nie czytałam recenzji, gdzieś mi ten film przemknął, ale jakoś tego nie zarejestrowałam. Słyszałam tylko, że dobry. Zapisałam na swoją długą listę filmów do obejrzenia i czekał sobie na niej spokojnie na swoją kolej.
W sobotę przyszedł ten czas.
Od soboty myślę nad tym, co ja właściwie o tym filmie myślę.
Od początku do końca seansu siedziałam w napięciu starając się nadążyć za tym, co działo się na ekranie. A działo się mnóstwo, choć właściwie można powiedzieć, że cała akcja zamknęła się w kilku kluczowych wydarzeniach.

Wszystko, co najważniejsze wydarzyło się na poziomie emocji napiętych do granic możliwości, na poziomie relacji pomiędzy żoną i mężem, matką i córkami, pomiędzy siostrami.
Morał z tego filmu jest właściwie taki chyba, że rodzina to źródło szczęścia i jednocześnie cierpień. Że relacje to sprawa najwyższej wagi i jeśli się je w którymś momencie zaniedba, to trudno już później zrobić cokolwiek, bo żadna ze stron, nawet, jeśli wciąż kocha, nie chce lub nie potrafi ustąpić. Nic, żadne okoliczności nie stanowią sposobności do pojednania.
To nie znaczy, że to nie jest możliwe, ale w pewnych okolicznościach, takich, jak tutaj, kiedy upał jest wprost nieznośny, w obliczu sytuacji, na którą nie miało się wpływu, w obliczu głęboko latami skrywanych tajemnic, jest to tak trudne, że nie może się po prostu udać.

Czy rodzina Westonów jest wyjątkowa? Kto nie zna rodzinnych obiadów, podczas których trudno przełknąć choć jeden kęs.
Cóż,  refleksje po obejrzeniu tego filmu nie należą do najprzyjemniejszych.

Jednak najmocniejszą stroną Sierpnia w hrabstwie Osage jest na pewno obsada aktorska.
To, jak grają, to, co się między nimi dzieje, to jest coś, czego dawno już, naprawdę dawno nie widziałam.
Coś niesamowitego i wyjątkowego. Nie ma ani jednego słabego punktu, a obsada jest naprawdę imponująca.

Po kolei, bo uważam, że każdemu z aktorów należy się przynajmniej jedno zdanie. Nie bez powodu jako zespół zostali wszyscy nominowani do nagrody dla najlepszego aktora przez Amerykańską Gildię Aktorów Filmowych.

Sam Shepard, mała, ale brzemienna w skutkach rola alkoholika, poety, samobójcy Beverly Westona. Jest stonowany, zrezygnowany, tłumiący przez moment emocje, które zaraz wygasają.

Meryl Streep tak dobra aktorsko, że aż wkurzająca. Okropna, brzydka, stara, chora wariatka. Prawie bez włosów, albo w śmiesznej peruce. Strojąca miny i mająca do wszystkich i do każdego z osobna pretensje. Nie potrafiąca odpuścić, samotna. Aż do bólu samotna.
Czytałam dzisiaj, że przeszarżowała.
Wciąż gdzieś to czytam, ale właściwie nie wiem, co to znaczy w jej przypadku. Była wkurzająca, fakt, ale to Violet Weston była wkurzająca, nie Meryl Streep.

Dwoje głównych aktorów już mamy. Dla mnie oczywista, oczywistość świetnych, jak zawsze.
A teraz moje wielkie zaskoczenia. Aż trzy.

Przede wszystkim Julia Roberts. Nie uważałam jej nigdy za nadzwyczajną aktorkę. Nie przypominam sobie żadnej roli, w której by mnie naprawdę zachwyciła. Jakoś tak ją kojarzę, jako poprawną aktorkę, dobrą, ale nie nadzwyczajną, a tu jest GENIALNA. Jej Barbara Weston jest wiarygodna, wkurzająca i wzruszająca jednocześnie i jeszcze raz podkreślę wiarygodna. Jestem po prostu zachwycona jej grą. I chyba szczerze mówiąc myślę, że to jej rola jest najlepsza w tym filmie.

Po drugie Chris Cooper jako Charles Aiken, ciepły, wrażliwy ojciec i mąż, Gotowy do pomocy, chętny do porozumienia. Chrisa Coopera kojarzę głównie z ról drugoplanowych. Znam jego charakterystyczną twarz, ale prawdopodobnie nie potrafiłabym przypisać go do żadnego konkretnego tytułu. Do soboty. W Sierpniu zagrał również rolę drugoplanową, ale zagrał tak, że od tej pory będę go kojarzyć z tym filmem i ze znakomitą grą już zawsze.

I po trzecie Ewan McGregor jako Bill Fordham, partner Barbary. Jej przeciwieństwo, ciepły, stonowany, wycofany, próbujący godzić.
Nie przypuszczałam, że McGregor potrafi zagrać w taki sposób, przez moment nawet miałam wątpliwości czy on to on. Zagrał tak, że chociaż na ekranie pojawia się stosunkowo rzadko, jego obecność jest ważna.

To były moje największe zaskoczenia aktorskie, ale to nie znaczy, że inni nie zasługują na uznanie.
Zasługują.

Po pierwsze Benedict Cumberbatch wspaniały jako Charles Aiken zdominowany przez matkę. Pełen kompleksów i obaw wrażliwiec.
Juliette Lewis jak zawsze dobra, ale jakaś inna. Bardziej zestresowana niż wyluzowana, choć na taką tu Karen Weston pozuje. Unika jak ognia konfrontacji, woli uciec niż zmierzyć się z nieuniknionym.
Margo Matindale, Mattie Fae Aiken, żona Charlsa, zapatrzona w męża, nie znosząca własnego syna.
Zadziwiająco spokojna i opanowana w obliczu głęboko skrywanej tajemnicy, którą w sobie nosi.
Julianne Nicholson czyli Ivy Weston znerwicowana, nosząca w sobie wiele urazów i nie potrafiąca wyrzucić z siebie emocji, które ją tłamszą..
I została nam jeszcze Jean córka Barbary i Billa czyli Abigail Breslin, tylko trochę zbuntowana nastolatka, chyba nie do końca ceniąca swoją apodyktyczną mamę i Dermot Mulroney, narzeczony Karen. Trochę playboy, trochę gość próbujący się wpisać w zastaną rzeczywistość. Miły i chętny do pomocy, choć nie tylko.
I na koniec Misty Upham. Milcząca, ciepła, szczera i bierna poza jednym jedynym momentem Czejenka, Johnna Monevata. Jedyna, która zostanie przy Violet pomimo wszystko.

I jeszcze jedna "postać" tego filmu. Krajobraz, suchy wiatr i upał. To "postać"prawie niewidoczna, prawie nieobecna, ale jednak determinująca tak naprawdę wszystko, co się w domu Westonów dzieje.

Nie wiem czy ten film mógł być lepszy. Nie porównuję go z niczym innym, nie zastanawiam się nad tym, co reżyser mógł był zrobić zamiast tego, co zrobił.
Nie wiem, nie znam się, zarobiona jestem.
Oceniam to, co widzę i albo mi się to podoba, albo nie.

W Sierpniu w hrabstwie Osage znakomity, ważny scenariusz + reżyseria + zdjęcia i ukazanie kontrastu otwartych, spokojnych przestrzeni z zamkniętym i dusznym światem domu Westonów + rewelacyjne aktorstwo tworzą niezapomnianą całość.

Komentarze

Popularne posty